niedziela, 2 września 2012
Kolumbia - Tunja 2.09.12
Dzisiaj w końcu udało nam się spróbować przy okazji śniadania herbaty z liści Koki:) Jednak wbrew temu co piszą w przewodnikach, nie jest to takie proste i powszechne...Smak trudno opisać - najprościej to ziołowy. Ogólnie smaczna, ale nie jest się po niej na haju - gdyby ktoś miał takie skojarzenie:P
Po posiłku udaliśmy się w poszukiwaniu autobusu, którym moglibyśmy dojechać do głównej stacji autobusowej. Na szczęście organizator wycieczki (Kacper:)) jak zwykle się spisał i udało się wsiąść do lekko zdezelowanego autobusu z szalonym kierowcą na czele i dojechać do celu. Za bilet okazuje się, że jest jedna cena bez względu na dystans - 1500 COP (czyli ok 3 zł za osobę). Przed dworcem udało mi się kupić świeżo przy nas wyciskany sok z pomarańczy (pycha...:)) i szybkim marszem udaliśmy się do kas biletowych. Kupiliśmy bilet (19000 COP/osobę, czyli ok 40 zł)i biegiem dotarliśmy do autokaru, który właśnie odjeżdżał:) Autokar dosyć komfortowy, muzyka kolumbijska towarzyszyła nam całą drogę, kierowca dostarczał adrenaliny, a zabawne naganianie ludzi do środka i przystanki w dziwnych miejscach i co chwilę pozytywnie nas nastrajały:) W końcu dotarliśmy do Tunja i tu znowu spotkaliśmy się z niesamowitą uprzejmością kolumbijską... Jedna z właścicielek hotelu, w którym nie było miejsc (pozostałe w pobliżu były za drogie albo nie miały dostępu do wi-fi), zaproponowała nam pomoc w znalezieniu noclegu, żebyśmy nie musieli na daremne chodzić z plecakami. Zadzwoniła do hotelu, który zainteresował Kacpra w przewodniku, dowiedziała się wszystkiego i jeszcze nas do niego zaprowadziła. Hotel jest położony przy samym głównym placu, płacimy prawie połowę ceny pozostałych (40000 COP za dobę) i mamy dostęp do internetu, także rewelacja:)
Po zameldowaniu się udaliśmy się w poszukiwaniu obiadu. Odwiedziliśmy poleconą, pełną kolumbijskich klientów knajpkę El Maizal(akurat trafiliśmy na festiwal kultury, więc całe miasteczko tętni życiem i ma wielu Kolumbijskich turystów) i zjedliśmy prawdziwy kolumbijski obiad:) Kacper zaszalał i zjadł.... język (chyba wołowy, ale pewności nie ma) w warzywach, z ziemniakami opiekanymi, smażonym bananem i ryżem, ja zaś ostrożnie pozostałam przy kurczaku grillowanym zamiast języka i reszta podobnie. Obiadek popiliśmy świeżutką lemoniadą z mięty i limonki - rewelacja:)
Resztę dnia poświęciliśmy na zwiedzanie malowniczej Tunja (położonej 2800 m n.p.m) i jej licznych 16-to wiecznych zabytków. Niestety do najstarszego kościoła nie udało nam się wejść, bo był zamknięty, ale pozostałe miejsca zgodnie z planem odwiedziliśmy.
Tunja jest jeśli chodzi o klimat, bardzo zbliżona do Bogoty, także pogoda bardzo się zmienia, ale nie padało i dopóki słońce nie zaczęło zachodzić było pięknie i w miarę cieplutko (tzn dla nas 20 - 21 stopni jest w miarę ok, natomiast Kolumbijczycy chodzą w czapkach, rękawiczkach, kozakach i zimowych kurtkach, a zwierzęta ubierają w kubraczki i buciki....).
Jak zaczęło się ochładzać, od czasu do czasu grzaliśmy się w sympatycznych kawiarenkach lokalnymi trunkami. I tak o to piliśmy przepyszne canelazo (podawany na ciepło napój na bazie aquardiente, cynamonu, z małym dodatkiem kawy i miodu). Z innych ciekawych napojów piliśmy aguapanela (napój na bazie trzciny cukrowej gotowanej w wodzie z dodatkiem czekolady, podawane z serem)
oraz michelada (piwo z limonką, podawane w kuflu z solą na brzegach).
Jutro mamy w planie przetransportować się do Villa de Leyva:)
A tak a propos to kolumbijskie komórki są dość dziwne... Kupiliśmy starter operatora Claro, w celu skorzystania z tańszych połączeń do Polski (Cena za minutę to 1800 C0P). Dzwonienie jest dość skomplikowane, bowiem przed kodem kraju trzeba podać tzw. kod operatora. Zatem numer wygląda tak 0044448. Niestety sposób ten nie działa w przypadku wysyłania smsów. Ciągle nie udało nam się rozszyfrować jak wysłać SMS z numeru kolumbijskiego na numer polski....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ślinka cieknie jak się czyta o tych smakowitościach, które spożywacie.
OdpowiedzUsuńbuziaczki
Natalia-stwierdzam u Ciebie talent dziennikarsko-reporterski.Piszesz tak ciekawie,że czyta się z przyjemnością.
OdpowiedzUsuńHmm,ale smakowitosci:) superancko! To prawda,z wielka ciekawoscia czutamy co piszecie:) My sie slodko lenimy,w hotelu nie spotkalismy od wczoraj innych gosci poza jednym dziadkiem. Mamy piekna wille z widokiem na morze:) dzis mija miesiac naszego malzenskiego stazu i czujemy sie jak w raju:) buziaki!
OdpowiedzUsuń