sobota, 8 września 2012
Kolumbia - Medellin/ Santa Fe de Antioquia 8.09.12
Dzisiejszy dzień był, a w zasadzie jest baaardzo długi. Całą noc jechaliśmy z San Gil (przesiadka i około 2,5h czekania na autokar w Bucaramanga) do Medellin. W końcu po ok 11h podróży zmęczeni dotarliśmy do celu, jednak okazało się, że to nie koniec naszej podróży, ale o tym za chwilę.
Autokary w Kolumbii (nie tylko Expreso Brasilia) są bardzo komfortowe. Zawsze jest dużo miejsca na nogi, można spokojnie rozłożyć fotele (prawie na leżąco) bez wyrzutów sumienia, że komuś za nami będzie niewygodnie i za ciasno. Tym razem mieliśmy na tyle szczęścia, że nasz autokar nawet w połowie nie był zapełniony, także całkowity komfort jazdy.
Wracając do naszej podróży, nie zatrzymaliśmy się na długo w Medellin, ponieważ okazało się, że dotarliśmy tutaj troszkę później niż przypuszczaliśmy, bo ok 8 a w planach mieliśmy jeszcze wycieczkę do Santa Fe de Antioquia. Zatem zostawiliśmy nasze rzeczy w przechowalni bagaży i o 8:45 wyruszyliśmy w ok 2h podróż do tego małego, malowniczego miasteczka. Po dotarciu do celu rozpoczęliśmy zwiedzanie od Iglesia Santa Barbara i oczywiście okazało się, że jest zamknięty...
Troszkę zawiedzeni już chcieliśmy odchodzić, ale podeszły do nas dwie przesympatyczne Kolumbijki. I tutaj właśnie zaczęła się nasza przygoda z tymi paniami. Na początek- okazało się, że w kościele był dozorca. Stawiał opór odnośnie wpuszczenia nas do środka, ale panie przekonały go i tym sposobem zostaliśmy oprowadzeni po kościele.
Potem Kolumbijki postanowiły pokazać nam piękno ich miejscowości i zabrały nas na wycieczkę małym tuk tukiem (tak się nazywały te małe pojazdy na Sri Lance, a tutaj to chyba po prostu taxi) nad Puente de Occidente (wiszący most z 19-tego wieku).
Porobiły nam zdjęcia, oprowadziły, poopowiadały, po czym pojechaliśmy do ich domu. Okazało się, że była to ciocia z siostrzenicą. Maria - ta młodsza (ok 45 - to letnia pani) zaproponowała nam nocleg u jej rodziców, oprowadziła po domku (zresztą bardzo ładnym, z 2 labradorami i basenem), poczęstowała wodą, po czym zawiozła do knajpki na obiad. Oczywiście z noclegu, mimo namów nie skorzystaliśmy, bo raz że rzeczy mieliśmy w Medellin (dla pani to nie był żaden problem), a dwa że chcieliśmy też zobaczyć to miasto i nie stresować się, tym czy zdążymy na jutrzejszy samolot do Cartageny czy nie. Tak czy inaczej panie były przemiłe i bardzo gościnne. Maria ponoć też przyjechała tutaj na wakacje do rodziców, a na stałe mieszka w Miami.
Około 14 wyruszyliśmy ponownie w kierunku Medellin. Po dotarciu na dworzec odebraliśmy rzeczy i udaliśmy się w poszukiwaniu hostelu. Postanowiliśmy poszukać bliżej centrum, a nie w El Pueblito ze względu na niewielką ilość czasu na zwiedzanie. Koniec końców zakwaterowaliśmy się w Hostal Medellin Colombia (Carrera 69 #46 B-17). Bardzo sympatyczna właścicielka, lokalizacja 4 min od stacji metra, hamak w patio, pokoje z kotarami zamiast drzwi, ładna kuchnia i wspólna łazienka na piętro z ciepłą wodą - to tak w skrócie charakterystyka miejsca (cena 45 000 COP za dobę za pokój dwuosobowy). Okolica jest bardzo przyjemna - mnóstwo knajpek z latynoską muzyką, sporo turystów i ogólnie bardzo fajny klimat:)
Jutro mamy w planie poranne zwiedzanie Medellin i o 15:40 wylatujemy z liniami lotniczymi Avianca do Cartageny...(bilety udało nam się kupić w super promocyjnej cenie dla Kolumbijczyków - ok 35000 COP za osobę)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Macie chyba szczęście do ludzi...albo Ci Kolumbijczycy są tacy przyjaźni? Fajnie.
OdpowiedzUsuńPewnie i jedno i drugie:)
OdpowiedzUsuń