środa, 5 września 2012
Kolumbia - San Gil 5.09.12
Kolejny dzień podróży rozpoczęliśmy od przemieszczenia się z Villa de Leyva do Arcabuco, a stąd praktycznie od razu mieliśmy przesiadkę do San Gil. I tak o to po ok 4h podróży dotarliśmy do cieplejszego klimatu:) Ze znalezieniem pokoju nie mieliśmy praktycznie problemu. W drugim odwiedzonym przez nas hotelu zakwaterowaliśmy się. Płacimy za niego najmniej z dotychczasowych (25000 COP za dobę). Ma wi-fi, ale niestety jak się dopiero co okazało, nie ma ciepłej wody (tzn jest letnia):(( No, ale jakoś 2 noce przeżyjemy...Tak w ogóle to podane ceny w przewodniku troszkę odbiegają od obecnej rzeczywistości. Przeciętnie w prawie każdym hotelu jest cena 70000COP i więcej za dobę.
Teraz może troszkę więcej o San Gil. Nie jest to może najpiękniejsze miasto w Kolumbii, ale za to ma swoje plusy. Przede wszystkim przepiękny park, przez którego środek płynie rzeka. W parku zachwyca zarówno roślinność jak i ptaki. Nad nami przelatywały i śpiewały kolorowe kanarki i inne nieznane nam wcześniej ptaszki. Po drodze zobaczyliśmy też siedzące nisko na drzewach wielkie, kolorowe papugi - ogólnie bajka. Jest to jeden z ładniejszych, jeśli nie najładniejszy park, jaki w życiu widzieliśmy. Po środku parku znajduje się basen ( woda w nim wymienia się wodospadem z rzeką), w którym jeszcze do niedawna można było się kąpać, ale niestety obecnie jest zamknięty. Spędziliśmy w tym miejscu kilka przyjemnych godzin.
Po za tym dzisiejszy dzień poświęciliśmy na sprawdzeniu ofert biur turystycznych w San Gil, na zwiedzaniu miasteczka i odwiedzenia bazarku. Właściwie to bazarek zaraz po parku był dla nas drugą atrakcją w ciągu dnia. Poza możliwością kupienia na nim przeróżnych owoców, skorzystaliśmy ze sposobności i kupiliśmy przepyszny sok i rewelacyjny deser, a właściwie to ogromną porcję sałatki owocowej, przyrządzanej na naszych oczach za ok 6 zł w przeliczeniu na zł. Pyyyycha:)))
Pewnie po powrocie tych zastrzyków witamin będzie brakować nam najbardziej. Jutro mamy w planie kupić i skonsumować jadalne mrówki, z których to miejsce słynie i zwiedzić Baricharę. Mam nadzieję, że uda nam się zrealizować każdy punkt naszego programu:)
A propos lokalnych przysmaków - próbowaliśmy guanabana - wielki owoc, którego zdjęcia wrzucimy, jak zrobimy oraz piliśmy avena - napój chyba na bazie owsianki i cynamonu, słodki, biały, gęsty i bardzo smaczny.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jakieś dziwne te owoce...ale próbujcie,u nas ich nie ma.
OdpowiedzUsuńWspaniała podróż, zazdroszczę Wam. A my pozdrawiamy z Cieszyna, jutro Budapeszt. Całujemy mocno
OdpowiedzUsuń