poniedziałek, 17 września 2012

Kolumbia - Parque Tayrona/ Santa Marta 16-17.09.12

Ponownie mamy kontakt z cywilizacją, także czas na krótką relację z naszej dwudniowej wycieczki po Parku Tayrona. Wczoraj z rana ok 8:30 wyruszyliśmy busikiem z Santa Marta w kierunku naszego celu (koszt 5000COP za osobę). Droga zajęła nam ok 1h. Po zakupieniu biletów (niestety zapomnieliśmy mojej legitymacji studenckiej i tym samym wyszło nam sporo więcej) przesiedliśmy się w inny busik i podjechaliśmy jeszcze troszkę, po czym rozpoczęliśmy nasz spacer, połączony z trekingiem po parku. Rzeczywiście fauna i flora robią wrażenie. Docieraliśmy do celu w towarzystwie wielkich, czerwonych mrówek, spacerujących pasmami, jedna za drugą i noszących malutkie liście akacji. Dookoła nas śpiewały kolorowe ptaszki, przed nogami przebiegały przeróżne, kolorowe jaszczurki, a nad głowami przelatywały małe i duże motyle. Warto też wspomnieć o niebieskawo - pomarańczowych lądowych krabach i kolorowych żabach.
Spacer, połączony ze wspinaczką zajął nam ok 1,5h zanim troszkę zmęczeni dotarliśmy na plażę El Cabo San Juan. Całe wybrzeże, które udało nam się zobaczyć w Parku Tayrona robi wrażenie. Ładna plaża, silne fale, w przyjemnie chłodnej (chłodniejszej niż dotychczas) wodzie i wszędobylskie kraby. Niestety, tak jak na jedno z najpopularniejszych miejsc w Kolumbii przystało - jest tu mnóstwo turystów. Pewnie to sprawiło, że jednak dla nas nadal najpiękniejsza pozostaje mała wyspa Mucura. Noc spędziliśmy w hamakach, przykryci moskitierami (niestety nie było szans dostać hamaków w Miradorze - domku na skale przy zatoce), także było ciekawie:)
Dzisiejszy dzień z kolei rozpoczęliśmy od trekingu w kierunku El Pueblito. Muszę przyznać, że dla samej wspinaczki warto iść, bo cel nie robi wrażenia. Zabraliśmy oczywiście za mało napojów, ale tym razem uśmiechnęło się do nas szczęście i na górze spotkaliśmy dwoje małych dzieci, które sprzedawały napoje... To było coś niesamowitego, bo my ledwo żyliśmy, a one nie dość, że całą drogę taszczyły skrzynki z napojami, to na dodatek nie wyglądały na zmęczone i jeszcze na górze grały w piłkę:) Po tej męczącej wędrówce wzięliśmy półgodzinną, orzeźwiającą kąpiel w morzu i wyruszyliśmy w dalszą drogę. Oboje stwierdziliśmy, że nie pamiętamy, kiedy i czy w ogóle byliśmy aż tak zmęczeni i odwodnieni...
Tak czy inaczej wróciliśmy do Santa Marty, wlewaliśmy w siebie hektolitry płynów (głównie zimną lemoniadę z limonek) i wreszcie zjedliśmy porządny obiad. Jutro ostatni dzień w ciepłym klimacie i wieczorem ok 20 wylatujemy w kierunku Bogoty...

3 komentarze:

  1. Jakie piękne krajobrazy! A Wy wyglądacie jak dwoje z "Wodnego Świata".

    OdpowiedzUsuń
  2. No to mieliscie wrazen! Nie moge sie doczekac opowiesci o nocy pod chmurka:) wracajcie cali:*
    T

    OdpowiedzUsuń
  3. No to mieliscie wrazen! Nie moge sie doczekac opowiesci o nocy pod chmurka:) wracajcie cali:*
    T

    OdpowiedzUsuń